Po gorącym, suchym czerwcu nadszedł czas zawodów triathlonowych.
Wody na trasach było pod dostatkiem. Podstawowy wariant dojazdu na PK 44 z dość trudno przejezdnej, ale drogi zamienił się w bagienko (aktualizacja mapy z 1 lipca nie wystarczyła).
Kto wystartował, ten mógł sprawdzić wodo-nie-odporność strojów i mapników ... a nawet manikjuru.
Najbardziej wodoodporne okazały sie karty startowe, przygotowane imienmie i zalaminowane w przeddzień ... wprost po powrocie z WMOC.
I tylko uzyskaliśmy jeszcze jeden dowód nato, że dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe. Ilość szczęścia danego dzieciakom przy przedzieraniu się przez wąskie ścieżki była olbrzymia.
PS. Dlaczego triathlon? Niektórzy po wybuchu dętki ruszyli dalej biegiem - szacun.
A po powrocie do domu ... każdy suszy to co najcenniejsze.